niedziela, 12 stycznia 2014

Kolendra

"Kolendra"

Zosia na nocniku w doborowym towarzystwie łosia i konia. Zostawiam ich samych w łazience, wszak to chwila intymna, pełna celebracji i poufnych wynurzeń. Wracam po chwili, pełen nadziei, że te "wynurzenia" to tylko wiotka metafora. Tymczasem Zosia ma nowinę zupełnie bez związku:
- Koń śpiewał, tato.
Jako człowiek związany zawodowo z kulturą i sztuką wyrażam zawodowe zaciekawienie:
- A co śpiewał?
- Kolendrę.
Teraz zaciekawienie z zawodowego przeszło w prywatne, zwłaszcza, że kiedyś miałem wizję pro-zdrowotnego festiwalu piosenki ziołowej, ale znajomi rastamani skutecznie wybili mi ten pomysł z głowy, uświadamiając wielce prawdopodobną monotematyczność ewentualnego repertuaru związaną z wyborem rośliny. I nie chodziło im o "O mój rozmarynie", bardziej o "Andzię". Po szybkiej jak myśl retrospekcji wróciłem do adremu :
- A jaką kolendrę śpiewał?
- Zieloną, taką z ogródka.
To moja ulubiona kolendra, tylko trudna do zaśpiewania. Wielki szacunek dla konia, jest styczeń, jest czas, miejsce i zapotrzebowanie. Hej kolendra, kolendra!  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz