sobota, 30 listopada 2013

Porozumienie między niewiastami

"Porozumienie między niewiastami"

Scena spacerująca w zaprzyjaźnionym folwarku należącym do lokalnych Australijczyków. Zosia pasjami uwielbia rozmawiać z Rebeccą, która to Rebecca zna bardzo niewiele słów w ojczystym języku Słowackiego:
- Co robisz Rebecco? - pytanie jest konkretne i dykcyjnie bez zarzutu. Przy okazji: jestem dumnym ojcem córki stosującej wołacz w zdaniach pytających.
Rebecca patrzy na mnie z wyraźnym acz bezgłośnym wołaniem o pomoc w oczach. Udaję, że nie słyszę. Niech się Australijka uczy naszej pięknej mowy. Przekonuję się, że jedno słowo już zna:
- I'm carrying down this... siano.
Zosia kiwa ze zrozumieniem głową:
- Siano, tak.
Rebecca uśmiecha się promiennie. Ale to jeszcze nie koniec konwersacji:
- Stamtąd to siano przynosisz? - Zosia wskazuje na otwór wysoko na ścianie stodoły.
Rebecca marszczy brwi nadając S.O.S w moim kierunku. Nie, nie rzucę koła ratunkowego, zbyt dobrze się bawię. Radź sobie sama.
Rebecca sobie radzi, używając kolejnego polskiego rzeczownika w mianowniku liczby pojedynczej:
- I have to use the... drabina.
Mimo, że w zasadzie powinna była użyć dopełniacza, ze strony Zosi pełna jasność:
- Drabina, tak.
Rebecca czuje wyraźną presję kontynuowania rozmowy, zwłaszcza, że ja, tymczasowo bardzo mało aktywny rozmówca, zwijam się w tym momencie ze śmiechu:
- I'm going to give this to the... koń.
- Koń, tak.
- To eat.
Teraz Zosia marszczy brwi i patrzy mi w oczy. O ile mogę ignorować wołanie o pomoc dorosłej, zaradnej kobiety, która sama wchodzi po drabinie po siano dla konia, to własnemu dziecku nie odmówię brawurowej, literackiej translacji:
- Do jedzenia.
- Do jedzenia, tak.
Rebecca patrzy na moją córkę i bardziej stwierdza niż pyta:
- Would you like something to eat?
Zosia odpowiada bez wahania:
- Jeść, tak.
Nieodrodna córeczka tatusia - głodna poliglotka.  

piątek, 29 listopada 2013

Zebra

"Zebra"

Scena roszczeniowa:
- Bagheerę chciałam!
Tłumaczę: Zosia chce oglądać "Księgę Dżungli". Przy okazji - Bagheera w kiplingowskiej wersji oryginalnej oraz w disneyowskiej to samiec. W każdym razie jesteśmy, w imię 1,15h spokoju, skłonni przychylić się do prośby:
- Zaraz puścimy, córeczko.
Zosia doskonale zna ten film, ale sprawdza naszą czujność:
- I będzie tam zebra?
- Nie Zosiu, zebry są na sawannie.
- A będą tam krowy?
- Nie, krowy są na pastwisku.
Sporo informacji jak na jedno oczekiwanie na Bagheerę. Trzeba sobie utrwalić:
- A zebry? Zebry są w wannie?

czwartek, 28 listopada 2013

Wyjście z sytuacji

"Wyjście z sytuacji"

Scena wyjściowa. Jak w polskim filmie, przedłużona do granic wytrzymałości części wychodzących (w przypadku polskiego filmu dotyczy to często wychodzących z kina):
- Zosiu, pospiesz się, nie mamy czasu!
Zosia ma:
- Czytam książkę!
Czasami w jednym słowie można zawrzeć więcej treści niż w niejednej książce. Ale to słowo, będąc nawet nazwą własną, musi być w wołaczu, najlepiej liczby pojedynczej:
- Zosiu!!!
To nie jest tak, że dziecko nie rozumie przekazu werbalnego i niewerbalnego. Ono nas, jak to ujmują socjologowie i psychologowie (a przynajmniej niektórzy z nich), olewa:
- Czytam!
Do buntu dwuipółlatka trzeba się mentalnie przygotować - najlepiej spędzić pół roku na Paharganju w New Delhi, opędzając się od tysięcy żebraków i milionów handlarzy. W takich przypadkach są dwa wyjścia - albo popaść w obłęd albo zyskać boski spokój .Nie ma innego wyjścia. A'propos wyjść:
- Zosia, wychodzimy!
Granice potrafią się przesuwać, wiem, co mówię, mieszkam na Ziemiach Odzyskanych. Zosia łaskawie postanawia nie doprowadzać do naszej małej konferencji poczdamskiej ale chce zachować twarz. Kartkuje dzieła zebrane pod hasłem "Poczytaj mi mamo" (księga pierwsza, 278 stron) w tempie ekspresowym i czyta:
- Była sobie krówka i spotkała owieczkę. Koniec.
Można? Można. Na poczekaniu - dwójka bohaterów, spotkanie, dramat. Początek, rozwinięcie i pointa. Jedno zdanie. Zazdroszczę talentu.