czwartek, 28 lutego 2019

Mił-Ość

Kobiety... Po czesku: żeny... „Puch marny” – jak mawiał poeta. „Nedobre perze” - jak brawurowo przetłumaczył to jego czeski kolega. Mogę tylko powiedzieć jedno: ech! (po czesku: och!).
Na śniadanie oddałem żonie dwie piętki z chleba od Pływacza. Kto wie, co to za chleb i co to znaczy oddać zeń piętki, ten zrozumie moc poświęcenia. Dwie piętki! Jedną starą, ale wybitnie wypieczoną i dodatkowo podgrzaną w tosterze. Drugą świeżutką, prosto z piekarni. Obie chrupiące jak chrupki. Posmarowałem masłem krowim, 82% tłuszczu. Obficie. Pokroiłem ser ementaler, otworzyłem słoik swojskich ogórków kiszonych. Zrobiłem czarną herbatę z własnoręcznie zbieranymi latem liśćmi malin, imbirem, goździkiem i zielem angielskim. Ciepły trunek zaprawiłem domowym sokiem z winogron.
A żona, jakby oderwana od wonnej rzeczywistości, mruknęła, bynajmniej nie zalotnie:
- Daj mi jakiś znak, że mnie kochasz może?
Po czesku świeży chleb to cerstvy chleb. Nie rozumiecie związku?
Ja też nie.

piątek, 22 lutego 2019

Słowa słowa słowa

Słowa mogą ranić. Słowa mogą zabijać. Są słowa, których nie da się pokonać. Są słowa, których nie napisałby Szekspir i nie wypowiedział Hamlet.
A Tata musi…
Ze spuszczoną głową, powoli, po całym dniu pracy polegającej na ruszaniu mózgiem połączonym z giętkim językiem przychodzi czas czytania bajki na dobranoc. I wtedy pojawia się słowo - morderca.
„Baśnie i legendy stu krajów” - jedna z książek – źródeł dla mojego zawodowego bajkoopowiadactwa. Tamże historia trzech birmańskich rycerzy. I słowo. Dykcyjnie nie do przejścia w stanie wskazującym na przepracowanie. Poddałem się i zasnąłem. A słowo wybrzmiewało, śmiało się ze mnie pełnymi drwiny sylabami, szczerząc zebrane do kupy głoski:
- Oświadczmy. Oświadczmy!
Oświadczam, że przegrałem.

czwartek, 21 lutego 2019

Sacrum i profanum

Religia nie jest łatwym tematem w naszej rodzinie, w której mieszają się tradycje religii poli- i monoteistycznych tudzież nieumiarkowany szamanizm. 
- Zrobię znak krzyża z makaronu, żeby się pomodlić – Jagienka przy obiedzie skłania się ku chrześcijaństwu.
- Módl się do makaronu – radzi Tata, zawodowy abnegat.
- Ale to pójdzie do nieba! - oburza się Jagienka.
- Chyba do brzucha – stwierdza Zosia między zębami. Cóż, dla jej siostry świętość ciała jest dogmatem:
- Ale mój brzuch to niebo!
Podejrzewam, że każdy kotlet to przyzna.


Trójca mocno nieświęta.

piątek, 15 lutego 2019

Idealny prawie świat

Zachodzące słońce muska zewnętrzne parapety, w salonie delikatnie potrzaskuje ogień w żeliwnej absolutnie wegańskiej kozie. Na kolację pieczone ziemniaczki, buraczki i kapusta kiszona. Wszystko bardziej niż mniej swojskie.
Czekamy z Hanką na resztę rodziny. Są.
Na dzień dobry wieczór dziewczyny informują o repertuarze DJ’a na zabawie w szkole muzycznej. Z obszernymi cytatami. Okazuje się, że zapisanie do elitarnej szkoły, która ma zanurzać młode umysły w różnych Bachach i Szopenach skutkuje utrwalaniem najbardziej popularnych hitów urągających poezji śpiewanej czy nawet zwykłemu popowi. Innymi słowy: nie ma ucieczki przed diskiem polem, nawet w obszary teoretycznie chronione.
Dziwny jest ten świat, jak śpiewała Helena Vondraczkowa.
Żeby oczyścić zatoki przyuszne puszczamy „You can’t hurry love” Phila Collinsa. Ambitne i taneczne. Da się, jakby ktoś pytał.
Wieczorem Jagienka rozmarza się:
- Wiesz, jak jest najlepiej? Jak oglądamy sobie bajkę i jemy popcorn przy bajce. I jeszcze pijemy sok. I wiecie, co jeszcze?
- Co jeszcze? - podchwytujemy tę wizję, chcąc spłukać wciąż przynucany kwaśny smak skocznych rymów polskich poetów muzyki bardzo popularnej.
- I jeszcze jesteśmy w piżamach.
Jagienka ma swój słabo ukrywany cel. Ale świat, jak się okazuje, nie jest idealny:
- Już późno. Dziś nie będzie bajki. Spać. Tata wam poczyta.
Rodzice to nudziarze. Zawsze tak myślałem. I to się potwierdza.


Ale są piękne momenty, ustalmy.

czwartek, 14 lutego 2019

Pies człowieka

Jagienka zachwyca się światem z odpowiednią dozą zdziwienia tymże:
- O, jaki ładny piesek! A gdzie on ma człowieka?
Pieskowi człowiek się należy jak darowanemu koniowi garnek.

poniedziałek, 11 lutego 2019

Sportlaski

To zwykle zaczyna się od niewinnych rozmów w samochodzie:
- Zosia, masz rzeczy na w-f? - luźne rozmowy, tematy prawie codzienne (chociaż Zosia ma w-f niestety tylko raz w tygodniu, nie licząc basenu).
- Mam – Zosia jest zwięzła i konkretna. Za to Jagienka, jeżeli państwo pozwolą, chętnie państwu łapę poda i włączy się do każdej dyskusji:
- A co to jest w-f?
- Wychowanie fizyczne. Sport – Tata wychodzi z założenia, że trzeba mówić prawdę, choćby nie wiem jak niemiłą.
- A my to mamy w przedszkolu? - Jagienka lubi drążyć.
- Nie wiem, macie jakąś gimnastykę?
- A nie… Nasze panie to laski, one się na sporcie nie znają.
No tak. Zapomniałem już, jak to jest z laskami. Obawiam się, że niedługo sobie przypomnę.


Jeden z moich ulubionych sportów ekstremalnych to żulowanie na lotnisku. Przywraca wspomnienia z młodości.

środa, 6 lutego 2019

Lingwistyczne perpetuum mobile

Zapewne nie pierwsi wpadliśmy w to chomikowe kółko:
- Tata, a co to znaczy: „I don’t know”?
- Ich weiss nicht – Tata próbuje odsunąć nieuchronne popisując się swoją wielojęzyczną wiedzą o niewiedzy.
- Co?!
- No se!
- Co to znaczy?!
- Nie znaju!
- Ale co?!
- Je ne sais pas!
- Tata, ale co to znaczy?!
- Ne wim.
- Nie wiesz?
- Wiem: nie wiem – w powietrzu zapachniało Sokratesem. Są takie momenty.
- Ale… - są też takie momenty, że nawet moje dzieci się poddają.
Rzadko. Ale też językowy szach i mat to rzadkość.


Zosia i Jagienka protestują przeciw wstrzymaniu budowy wieży Babel.

wtorek, 5 lutego 2019

Życzenie śmierci

Z rozkoszną powagą obserwowałem przerażone twarze Brytyjczyków i innych angielskojęzycznych turystów (czyli w sumie prawie wszystkich) patrzących na Hankę, która słodkim lub mniej słodkim głosikiem domagała się.
Czego się domagała, to akurat mało ważne. Tutaj ważny był przekaz werbalny.
„Dzicy ludzie” - myśleli pewnie - „Barbarzyńcy ze Wschodu, gotowi mordować dla smoczka, ciasteczka, banana albo mandarynki. I to od najmłodszych lat”
Tymczasem Hanka domagała się. W powietrze leciało jedno słowo, powtarzane z uczuciem i decybelami. Brytyjskie matki zatykały dzieciom uszy.
Jedno słowo, śmiertelnie poważnie:
- Daj! Daj! Daj!
Po angielsku: die!


Hania ćwiczy do roli w "Słonecznym Patrolu"



poniedziałek, 4 lutego 2019

Zwycięski patriotyzm

Jako, że nie mamy telewizora, dzieci mamy lekko telewizyjnie upośledzone, choć to się nie odbija tak bardzo na stosunkach interpersonalnych, jak się obawialiśmy. Nie ma rówieśniczego ostracyzmu z powodu nie obejrzenia ostatniego odcinka serialu. I całe szczęście. W ramach odmiany w niedzielę wnuczki oglądały z Dziadkiem skoki narciarskie. Były emocje, Stoch wygrał, Polacy w czołówce. W drodze powrotnej od Dziadków Zosia zagaja w ramach nowych doświadczeń:
- Polacy są dobrzy w skokach narciarskich, prawda?
- Dobrzy, bardzo dobrzy – rodzice odpowiadają zgodnie z najlepszą wiedzą.
- I w siatkówkę też? – w sensie oglądania zdarzeń sportowych jesteśmy ogólnie rodzinnie ciut upośledzeni, więc trzeba co jakiś czas ugruntować wiedzę lub choć podejrzenia.
- Mistrzowie świata – odpowiadamy z dumą. Rodzice są od tego, żeby wiedzieć. Albo choć przypuszczać.
- A w piłkę nożną nie? - Zosia pozyskuje wiedzę ze szczątków informacji stąd i zowąd.
- Nie. Bardzo nie.
Jagienka przysłuchuje się rozmowie i wtrąca rezolutnie:
- Polacy zawsze wygrywają.
I to się nazywa niewinny patriotyzm.
Niech to trwa. Teorię chwalebnych porażek i dumy z honorowych klęsk dzieci przyswoją z mlekiem systemu już niebawem.


Jeżeli chodzi o sport, to wolimy czynnie niż biernie.