czwartek, 21 września 2017

Koniec drogi

Pełna impresji podróż do przedszkola. Za oknem wrześniowe poranne szarości, w aucie ledwo tląca się rześkość. Nastrój filozoficzny, udzielający się zwłaszcza (nomen omen) Zofii:
- Tata, a gdzie jest koniec drogi?
Setki metafor przelatują mi przez głowę, chcę opowiedzieć o zen, nawiązać do „navigarre necesse est”, przypomnieć Ahawerusa, Żyda Wiecznego Tułacza, skonfrontować chrześcijaństwo z postawami starożytnych greckich myślicieli. Ale już ostatni zakręt przed nami. I koniec drogi. Rzucam jeszcze szybko:
- W Mongolii córeczko.
Resztę rozmowy zostawiam na długie zimowe wieczory w naszej jurcie.


Tata kiedyś dotarł do końca drogi w Himalajach Ladakhu. 

poniedziałek, 18 września 2017

Ekonomizacja młodzieży

Podróż autem do przedszkola daje przyczynek do pytań, wątpliwości, skarg i zażaleń inspirowanych mijanymi krajobrazami, na przykład nowym domem Wioli:
- Tata, a jak my będziemy miały dzieci, to gdzie będziemy mieszkać? - Jagienka ewidentnie myśli o przyszłości, ale ta rozmowa nadeszła wcześniej niż myślałem:
- Gdzie będziecie chciały, kupicie sobie dom, albo zbudujecie. Ale to trzeba dużo pieniędzy.
- Ja mam dużo pieniędzy – włącza się Zosia, która zbiera na saszetkę i oszczędza.
- Ojej – Jagienka przelicza swoje oszczędności w pamięci – A ja mam mało. Zosia, pożyczysz mi?
W zasadzie nie powinienem ingerować w finansowe konszachty rodzeństwa, ale pomyślałem, że mogę się jednak włączyć na etapie skarbonkowym:
- Musicie pójść do jakiejś pracy, żeby zarobić pieniądze – ach, te uświadamiające frazesy, myślę sobie, czuję się nieomal jak osoba kompetentna w temacie – A wy do jakiej pracy chcecie pójść?
- Ja do restauracji – Zosia zna swoje mocne strony – Będę gotować jajecznicę i ciasto.
- A ty Jagienko? - przy okazji się czegoś dowiem, o planach, marzeniach i innych utopiach – Do jakiej pracy chcesz pójść?
- Ja do żółtej. Albo nie, do niebieskiej.
No i mamy jasność.


Wychodzi na to, że Zośka może nie daj boże malować albo śpiewać. A przecież księgowość jest tak kreatywna...




poniedziałek, 4 września 2017

Jak dzieci...

Weekend w pracy. Taka praca… Sędziowanie na Turisedyjskich Igrzyskach, na Folklorum, w Kulturinsel Einsiedel, największym (według naszych dzieci) i najbardziej odjechanym (według rodziców) placu zabaw na świecie. Festiwal czystego wariactwa, muzyki, kolorów, gier, zabaw i szeroko pojętej radości życia. Szesnaście scen muzycznych nie licząc setek innych atrakcji. Na dokładkę uśmiechnięci ludzie. I to nieważne, czy z Polski, Niemiec, Czech czy z innej krainy. Jeden świat, jedna globalna wioska świętująca Turisedyjskie Igrzyska (Lud Turisede zamieszkiwał te tereny jakieś tysiąc lat temu, czego nie udowodnią żadni naukowcy. I dobrze). Wszyscy zadowoleni. Prawie.
Zawsze się tacy znajdą. Młoda rodzinka (z na oko czteroletnim dzieckiem!) silnie skrzywiona w okolicach ust obserwuje jak z dziką radością dorośli (nie ukrywajmy – Niemcy) grają w Popolum albo jeżdżą Ślepą Trojką. Dezaprobata wyświetla się na nalanych twarzach, nieszczęście promieniuje jak Czernobyl w 1986:
- Ja pierdolę. Jak dzieci, kurwa…
A teraz wyrzućcie z powyższego cytatu wyrazy powszechnie uważane za niecenzuralne i powiedzcie to z uśmiechem i w tonacji durowej (w sensie muzycznym, nie chodzi mi o dur brzuszny). Jak łatwo można zmienić sens przy pomocy melodii, prawda? Na szczęście jest muzyka.
Tymczasem otuleni w swój nieprzepuszczający szczęścia kokon młodzi rodzice udają się na piwo i kiełbasę. Jak ludzie. 


Rodeolum to był jeden z moich przystanków. 

Myślę sobie, jak łatwo byłoby wpleść powyższą sytuację w dyskurs społeczno-polityczny. Przecież na pierwszy rzut oka bawiło się ewidentne bezideowe niemieckie lewactwo, patrioci zaś trzymali fason, powagę i dumnie obnosili się z cechami narodowymi. Ale to byłoby daleko idące uproszczenie. Bardzo daleko idące. Lepiej przymierzyć się do historii. W Szkocji na przykład panowała kiedyś opinia o wigach, którzy obok torysów tworzyli i tworzą dwa główne nurty polityki brytyjskiej. Wig był, według słów Anny Grant z Laggan, szkockiej poetki z przełomu XVIII i XIX wieku: „charakterem stworzonym z negatywów – kimś, kto nie miał ucha do muzyki, smaku do poezji, dumy z przodków, serca do miłości ani duszy do honoru. [...] Krótko mówiąc wig był kimś, kogo górale serdecznie nienawidzili – zimną, samolubną, formalną postacią“. 
Resztę można sobie dopasować do ideologii własnej, podstawić dane i szukane i epatować.
A przecież można się po prostu pobawić. Jak dzieci!





piątek, 1 września 2017

Krótka teoria wszystkiego

Wszystko jest wszędzie – stwierdziła Zośka przy spacerze na plac zabaw. Ewidentnie poszła w filozofię holistyczną, optymistyczną i stoicką zarazem. Próbowaliśmy drążyć, ale tezy nie rozwinęła. Ciekawe, czy miała na myśli jakieś konkrety, czy raczej uogólniała?


Pod koniec wakacji Zośka otworzyła sklep ze wszystkim. Ale nie wszędzie, tylko pod domem.