"Pieczywem i
krokodylem"
Scena popołudniowa. Zośka w szale
zabawowym owija się starym materacem Jagienki i stwierdza
kulinarnie:
- Jestem bułką.
Jesteśmy w stanie to przełknąć a
nawet dodać coś od siebie:
- Z miodem?
Zosia uśmiecha się słodko:
- Z miodem. Jestem bułką z miodem.
Brudną bułką.
Brudne bułki to dość rzadko
spotykane pieczywo. Chyba, że to nowy hit sklepów z
ekologiczną żywnością (nic nam o tym nie wiadomo, rzadko
wychodzimy z domu). Trzeba to zbadać. Córka wydaje się
kompetentna:
- A kto pobrudził tę bułkę?
- Koń.
- Aha.
Zośka jest ewidentnie zdziwiona
naszym brakiem zdziwienia. Nie, nie chcemy znać szczegółów,
w jaki sposób koń pobrudził bułkę. Zośka wyraźnie czuje,
że jej więź z widzem słabnie. Zasady szołbiznesu są jasne: czas
na trzęsienie ziemi.
- Aaaaaaaa, krokodyl, chce mnie zjeść!
Jesteśmy zmęczonymi rodzicami, nie
chce nam się udawać przerażenia z powodu potencjalnej straty
pierworodnej córki myślącej, że jest bułką. Jedyne, na co
możemy się zdobyć, to naukowa dywagacja:
- A krokodyle żywią się bułkami?
Zośka wzrusza ramionami:
- Tak.
No pewnie. Ciężko ją zaskoczyć.
Ale może nam się uda:
- A wiesz córeczko, że
krokodyle nie mają języka?
- Nie mają? Ja też nie mam języka.
- Uhm, jasne. A Polacy to może gęsi,
co?
Ulubione od kilku dni zabawki Zośki -
koń i krokodyl patrzą na nas z politowaniem. Zupełny brak polotu.
Pewnie byśmy nawet bułki nie umieli pobrudzić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz