wtorek, 10 grudnia 2013

Pieczywem i krokodylem

"Pieczywem i krokodylem"

Scena popołudniowa. Zośka w szale zabawowym owija się starym materacem Jagienki i stwierdza kulinarnie:
- Jestem bułką.
Jesteśmy w stanie to przełknąć a nawet dodać coś od siebie:
- Z miodem?
Zosia uśmiecha się słodko:
- Z miodem. Jestem bułką z miodem. Brudną bułką.
Brudne bułki to dość rzadko spotykane pieczywo. Chyba, że to nowy hit sklepów z ekologiczną żywnością (nic nam o tym nie wiadomo, rzadko wychodzimy z domu). Trzeba to zbadać. Córka wydaje się kompetentna:
- A kto pobrudził tę bułkę?
- Koń.
- Aha.
Zośka jest ewidentnie zdziwiona naszym brakiem zdziwienia. Nie, nie chcemy znać szczegółów, w jaki sposób koń pobrudził bułkę. Zośka wyraźnie czuje, że jej więź z widzem słabnie. Zasady szołbiznesu są jasne: czas na trzęsienie ziemi.
- Aaaaaaaa, krokodyl, chce mnie zjeść!
Jesteśmy zmęczonymi rodzicami, nie chce nam się udawać przerażenia z powodu potencjalnej straty pierworodnej córki myślącej, że jest bułką. Jedyne, na co możemy się zdobyć, to naukowa dywagacja:
- A krokodyle żywią się bułkami?
Zośka wzrusza ramionami:
- Tak.
No pewnie. Ciężko ją zaskoczyć. Ale może nam się uda:
- A wiesz córeczko, że krokodyle nie mają języka?
- Nie mają? Ja też nie mam języka.
- Uhm, jasne. A Polacy to może gęsi, co?
 Ulubione od kilku dni zabawki Zośki - koń i krokodyl patrzą na nas z politowaniem. Zupełny brak polotu. Pewnie byśmy nawet bułki nie umieli pobrudzić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz