Czytanie bajki o kocie Filemonie i jego
zblazowanym prawdopodobnie ojcu - zawodowym abnegacie Bonifacym przypomniało o
zeszłorocznym kocim holokauście - zginęły koty u obu dziadków, u
nas los dopadł Grubego i Stefana. Trzeba to było jakoś ukoić:
- Jak się przeprowadzimy, to sobie
jakiegoś kota weźmiemy Zosiu. A jak go nazwiemy?
- Może Mruczek?
- Jak będzie ładnie mruczał, to tak.
A jak będzie w łaty, to jak go nazwiemy?
- Włatek.
W dokumentach będzie Włatysław.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz