niedziela, 9 lutego 2014

Tolkien

"Tolkien"

- Dragon!!! - to mniej więcej standardowa reakcja Zośki na widok mamy. Rzadziej taty (tata pisze poniższy tekst, więc ma samonadawcze prawo ciut naginać rzeczywistość) Z jednej strony straszne, z drugiej cudowne. Tak, puszczamy jej pierwszą część "Hobbita", do momentu pojawienia się orków. Tak, puszczamy jej "Drużynę Pierścienia" od przejażdżki Froda z Gandalfem do pojawienia się Czarnych Jeźdźców. Tak, kupiłem jej kapelusz Gandalfa, z myślą o ewentualnym pierwszym balu przebierańców.
Brodę zapuści sobie sama.
Innymi słowy: indoktrynacja od najmłodszych lat. Nie da się inaczej, skoro Jagienka piszczy jak Nazgul, suchary bieszczadzkie to lembasy a nieodległy, oświecony jak Elrond stok Stogu Izerskiego to Orodruina, błyszcząca po zmroku światłami nartostrady.
Dziś podczas powrotu ze Zgorzelca mama zagaiła:
- O, widać Mordor.
- Gdzie widać mordę? - zainteresowała się Zośka.
 Umrzeć ze śmiechu w aucie to w zasadzie mord. Ale z uśmiechniętymi mordami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz