"Tolkien"
- Dragon!!! - to mniej
więcej standardowa reakcja Zośki na widok mamy. Rzadziej taty (tata
pisze poniższy tekst, więc ma samonadawcze prawo ciut naginać
rzeczywistość) Z jednej strony straszne, z drugiej cudowne. Tak,
puszczamy jej pierwszą część "Hobbita", do momentu
pojawienia się orków. Tak, puszczamy jej "Drużynę
Pierścienia" od przejażdżki Froda z Gandalfem do pojawienia
się Czarnych Jeźdźców. Tak, kupiłem jej kapelusz Gandalfa,
z myślą o ewentualnym pierwszym balu przebierańców.
Brodę zapuści sobie sama.
Innymi słowy:
indoktrynacja od najmłodszych lat. Nie da się inaczej, skoro
Jagienka piszczy jak Nazgul, suchary bieszczadzkie to lembasy a
nieodległy, oświecony jak Elrond stok Stogu Izerskiego to
Orodruina, błyszcząca po zmroku światłami nartostrady.
Dziś podczas powrotu ze
Zgorzelca mama zagaiła:
- O, widać Mordor.
- Gdzie widać mordę? -
zainteresowała się Zośka.
Umrzeć ze śmiechu w aucie
to w zasadzie mord. Ale z uśmiechniętymi mordami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz