środa, 26 grudnia 2018

Trafiony zatopiony

Nuda i lenistwo są paliwem ludzkiego geniuszu. W upstrzonej korkami drodze ze świąt do domu (gdyby ktoś pytał o pojęcie czasoprzestrzeni...) Zośka stwierdziła, że się nudzi – podczas gdy jej siostry usnęły aż miło. Ustaliliśmy, że gra w zagadki to doskonałe remedium na tę przypadłość.
- To teraz Tata zadaje.
- Dobrze. To jest część ciała i warzywo.
Krótka chwila namysłu i przebłysk pamięci, jak kiedyś Jagienka przypadkiem zasadziła Tacie w ogrodzie:
- Jajko?
Ból, ból. Trafiony zatopiony.


Sezonowa zagwózdka, związana z mieszaniną tradycji na Ziemiach Odzyskanych powoduje, że nasze dzieci dostają prezenty od Dzieciątka (a konkretnie od jednych dziadków), od Gwiazdora (tzn. od drugich dziadków), od Mikołaja (tak jakoś) i od Legendarnej Szkockiej Babci. W sumie dzieciom to jakoś bardzo nie przeszkadza. 

niedziela, 16 grudnia 2018

Polityka z głowy

Miałem sen. Mógłbym żartem zagaić, że śnił mi się Martin Luther King częstujący Zygmunta Freuda cygarami na leżance z namalowaną Pamelą Anderson. Ale nie. Przyśnił mi się – i to dopiero był koszmar – bardzo lokalny polityk, który zamówił u mnie czterowiersz na swoją cześć. Jako człowiek praktycznie nie na sprzedaż (ale z naciskiem na praktycznie) rzuciłem zaporową cenę 1600 złotych polskich, wychodząc z założenia, że 400 zł za wers to dobra stawka i nie ma szans, żeby ktoś zaakceptował.
I teraz nadeszło najgorsze – lokalny polityk się zgodził.
Nie wiem, co zrobiłem potem, bo na szczęście w tym momencie Hanka (która ma ogólną tendencję wbijania do naszego łóżka w połowie nocy i przekręcania się o 90 stopni, tworząc z Mamy, Taty i siebie wielkie H z mocno podniesioną poziomą poprzeczką - które to wielkie H łatwo można metaforycznie odnieść do jakości spania w takich warunkach) kopnęła mnie w głowę.
To prawdziwy sen zawierający w sobie lokowanie osób rzeczywistych. Oczywiście odbił rzeczywistość, bo poprzedniego dnia zamówiono u mnie okazjonalny weselny czterowiersz i przypomniałem sobie, jak jakiś europoseł chciał mnie kiedyś zatrudnić do pisania euro-bloga za Euro. Jak dostałem listę na pierwszy próbny wpis z wyszczególnieniem, komu mam dowalić, to szybko pożegnałem się z potencjalną robotą.
Ciekawe, czy bym przyjął wspomnianą ofertę od niewspomnianego polityka...
Dobrze, że córeczka kopnęła Tatę w głowę. Takie rzeczy się przydają. Jakby kopnęła mnie mocniej, to może bym poszedł w politykę.


Tymczasem Zośka zbudowała wesołe miasteczko. Dobrze, lepsze wesołe niż smutne.

poniedziałek, 10 grudnia 2018

Najgenialniejszy tekst wszechczasów

Pisałem właśnie najgenialniejszy tekst wszechczasów. Mądry, dowcipny, lekki, błyskotliwy. Trafiający do wszystkich, skrzący się fajerwerkami formy i błyskotliwością treści. I wtedy przyszła Hanka i wcisnęła drugi klawisz od prawej w pierwszej linijce od dołu na komputerowej klawiaturze.
Dobrze, że już Nobli literackich nie przyznają, bo bym żałował.



Dzieci i twórczość. Bezsprzeczna sprzeczność. 

poniedziałek, 3 grudnia 2018

Symbol szczęścia

Jakiś mocno anonimowy miłośnik hinduizmu i specjalista od indo- europejskiej symboliki religijnej nabazgrał na transformatorze przy ul. Lubańskiej w Zgorzelcu starożytny symbol szczęścia (svastika w sanskrycie- „przynoszący szczęście”). Mama i Tata lustrując dzieło wykonane ciut chwiejną (zapewne ze wzruszenia) ręką zaczęli dyskusję o znaczeniu, wspomnieli o Mieczysławie Karłowiczu i jego upodobaniu do swastyk, o rodzimowiercach, o heraldyce i użyciu swastyk w przedwojennych polskich odznakach wojskowych. O faszystach też nie zapomnieli. A dzieci, jako te skorupki za młodu nasiąkały. I na drugi dzień trąciło.


Była to oczywista prowokacja Zośki, w związku z czym Hanka wyraża dezaprobatę.

sobota, 1 grudnia 2018

Leniwa sobota

Leniwa sobota sprzyja mocno przereklamowanej kreatywności.


Rano był teatr.


Potem były prace ręczne.


Bal jak co dzień.


Hanka mówiła "pingmin", Mama zrobiła obiad, a Tata wierszyk:

„Marzenia trzech sióstr”


Żyły kiedyś trzy siostry pod lasem

(każda z nich przeurocze dziewczątko)

I tak żyły i marzyły też czasem

Każda z nich mieć chciała zwierzątko

A jakie?

Hanka – baranka

Zosia – łosia

a Jagienka – sarenkę


Aż raz przyszedł zawodowy gajowy

I wpadł w urok trzech sióstr niebywały

Gdy już zjadł kaszę z sosem grzybowym

Powiedziały mu, czego chciały

A konkretnie:

Jagienka – sarenkę

Hanka – baranka

zaś Zosia – łosia


Pan gajowy wypił kawę zbożową

Zagryzł Mamy drożdżówką najlepszą

I nieopatrznie dał słowo

Że spełni marzenia dziewcząt

I przyprowadzi:

dla Zosi – łosia

dla Jagienki – sarenkę

a dla Hanki baranka


Minęło długich tygodni z osiem

Deszcz leciutko siąpił od rana

Ktoś zapukał, Tata powiedział: prosię!

W drzwiach gajowy, uśmiech jak banan

Przywiozłem, mówi:

Hance – baranka

Jagience – sarenkę

i Zosi – łosia!


Ma historia, rzecze – dość krótka

Dzięki Wam jestem myśliwym sławnym!

W tym czasie baran zjadł pół ogródka

A łoś zrobił kupę na trawnik

A sarenka nic.

Sarenka dla Jagienki

Łoś dla Zosi

i baranek dla Hanki


Baranka Tata postraszył piłą

Trzy siostry się zarumieniły:

Dawno pana u nas nie było

Nam się już marzenia zmieniły


Mianowicie:

Zosia chce łososia

Hanka obwarzanka

a Jagienka lody


Pan gajowy smutny z domu wyszedł

Ciągnąc stadko trzech zwierząt rogatych

Nie chciał lecza ni z kaszą ni z ryżem

Nie chciał nawet się napić herbaty

A dziewczyny wypiły:

Hanka ze szklanki

Jagienka z wisienką

a Zosia czarną z sokiem