niedziela, 16 grudnia 2018

Polityka z głowy

Miałem sen. Mógłbym żartem zagaić, że śnił mi się Martin Luther King częstujący Zygmunta Freuda cygarami na leżance z namalowaną Pamelą Anderson. Ale nie. Przyśnił mi się – i to dopiero był koszmar – bardzo lokalny polityk, który zamówił u mnie czterowiersz na swoją cześć. Jako człowiek praktycznie nie na sprzedaż (ale z naciskiem na praktycznie) rzuciłem zaporową cenę 1600 złotych polskich, wychodząc z założenia, że 400 zł za wers to dobra stawka i nie ma szans, żeby ktoś zaakceptował.
I teraz nadeszło najgorsze – lokalny polityk się zgodził.
Nie wiem, co zrobiłem potem, bo na szczęście w tym momencie Hanka (która ma ogólną tendencję wbijania do naszego łóżka w połowie nocy i przekręcania się o 90 stopni, tworząc z Mamy, Taty i siebie wielkie H z mocno podniesioną poziomą poprzeczką - które to wielkie H łatwo można metaforycznie odnieść do jakości spania w takich warunkach) kopnęła mnie w głowę.
To prawdziwy sen zawierający w sobie lokowanie osób rzeczywistych. Oczywiście odbił rzeczywistość, bo poprzedniego dnia zamówiono u mnie okazjonalny weselny czterowiersz i przypomniałem sobie, jak jakiś europoseł chciał mnie kiedyś zatrudnić do pisania euro-bloga za Euro. Jak dostałem listę na pierwszy próbny wpis z wyszczególnieniem, komu mam dowalić, to szybko pożegnałem się z potencjalną robotą.
Ciekawe, czy bym przyjął wspomnianą ofertę od niewspomnianego polityka...
Dobrze, że córeczka kopnęła Tatę w głowę. Takie rzeczy się przydają. Jakby kopnęła mnie mocniej, to może bym poszedł w politykę.


Tymczasem Zośka zbudowała wesołe miasteczko. Dobrze, lepsze wesołe niż smutne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz