sobota, 14 października 2017

Rozkosze stołu

Dzieci przygotowały Tacie kolację. Resztka rosołu Zosi z obiadu. Dosłownie dwie łyżki, ale już nie dała rady. No i kawałek bułki z wczoraj, wystarczy podgrzać na tosterze i będzie jak nowa. Od Jagienki pół miski „najpyszniejszej owsianki na świecie, bo Tata robi najpyszniejszą owsiankę na świecie”. A robi, robi: na wodzie, z cynamonem, z jogurtem greckim z Kościana, dżemem pigwowym domowej roboty i kapką miodu. Szkoda tylko, że Tata robił tę owsiankę na śniadanie. Z cyklu: szukaj pozytywów: dobrze, że na dzisiejsze. Do tego trochę kaszy gryczanej z kiszoną kapustą z Jagienkowego obiadu. I jeszcze parę skórek od chleba ze strzępami ementalera i kiszonego ogórka (z własnego ogródka!) z kolacji dziewczyn. Całkiem świeże, tylko ciut wymemłane.
Przecież jedzenia wyrzucać nie będę. A jeszcze miałem ochotę, tak zupełnie od siebie, na kromkę świeżego chleba od Pływacza, co go cały dzień w aucie woziłem i mi pachniał. Żałować sobie? E, nie.
Już widzę, że dzieci Tacie z głodu zginąć nie dadzą. To, że się mieszczę w spodnie z matury (tak, mam je jeszcze), to chyba zasługa tego winogronu od dziadka, co to już leży parę dni, muszki po nim łażą i trzeba go zjeść, bo się zepsuje. 
Przepraszam, muszę do toalety.


Dzieci to wampiry. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz