- Pobawimy się... - popatrzyłem na
córeczki i ironia podpowiedziała zabawę - ... w poszukiwanie
skarbów.
Dwa największe skarby ruszyły na
łowy. Starszy skarb bardzo świadomie przeczesywał przestrzenie
mieszkaniowe, młodszy skarb bardzo radośnie robił dokładnie to
samo. Wreszcie Zośka, niczym Archimedes w kąpieli, krzyknęła:
- Eureka!
To znaczy oczywiście byłoby tak,
gdybyśmy posługiwali się starożytną greką na codzień. W
Studniskach zabrzmiało to bardziej jak:
- O rety!
- Co jest?! - zainteresowałem się z
zasady, odrywając na chwilę uwagę od książki. Miałem nadzieję,
że dłużej im zejdzie na poszukiwaniach.
- Skarb!
- Gdzie?!
- W łóżku - Zośka podniosła kołdrę
- Zobacz.
- Ale tu nie ma skarbu - odezwał się
we mnie empiryczny racjonalista.
- Jest - Zośka nie miała wątpliwości
- Zobacz, to Żaden Skarb.
Prawdziwe bogactwo. Za żadne skarby bym go nie oddał.
Nie widzę. Takiej możliwości.