Przychodzi taki dzień, kiedy
literatura spada do poziomu poniżej poziomu. Poniżej poziomu ziomów
nawet. Dzień hańby, poruty, rui i porubstwa. Chociaż te ostatnie
dwa elementy dodałem tylko po to, żeby w ostatniej chwili użyciem
staropolszczyzny spróbować nadludzkim wysiłkiem dźwignąć ww
poziom nad poziom.
A wszystko przez dzieci oczywiście,
one są winne, jako ogólnie ahigieniczne i językowo wielce
niechlujne. A konkretnie Jagienka, która nie dość, że miała
pieluchę pełną czegoś co prawda oczywistego, a mimo to zasadniczo
obrzydliwego, to jeszcze, gdy Tata pieszczotliwie przyuczał dziecko
do nocnika, szepcząc wrzaskiem:
- Jagienka, fuj!
To ona, owa córka wyrodna odpowiadała
z rozbrajającym całe pola minowe uśmiechem:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz