czwartek, 28 lutego 2019

Mił-Ość

Kobiety... Po czesku: żeny... „Puch marny” – jak mawiał poeta. „Nedobre perze” - jak brawurowo przetłumaczył to jego czeski kolega. Mogę tylko powiedzieć jedno: ech! (po czesku: och!).
Na śniadanie oddałem żonie dwie piętki z chleba od Pływacza. Kto wie, co to za chleb i co to znaczy oddać zeń piętki, ten zrozumie moc poświęcenia. Dwie piętki! Jedną starą, ale wybitnie wypieczoną i dodatkowo podgrzaną w tosterze. Drugą świeżutką, prosto z piekarni. Obie chrupiące jak chrupki. Posmarowałem masłem krowim, 82% tłuszczu. Obficie. Pokroiłem ser ementaler, otworzyłem słoik swojskich ogórków kiszonych. Zrobiłem czarną herbatę z własnoręcznie zbieranymi latem liśćmi malin, imbirem, goździkiem i zielem angielskim. Ciepły trunek zaprawiłem domowym sokiem z winogron.
A żona, jakby oderwana od wonnej rzeczywistości, mruknęła, bynajmniej nie zalotnie:
- Daj mi jakiś znak, że mnie kochasz może?
Po czesku świeży chleb to cerstvy chleb. Nie rozumiecie związku?
Ja też nie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz