piątek, 15 lutego 2019

Idealny prawie świat

Zachodzące słońce muska zewnętrzne parapety, w salonie delikatnie potrzaskuje ogień w żeliwnej absolutnie wegańskiej kozie. Na kolację pieczone ziemniaczki, buraczki i kapusta kiszona. Wszystko bardziej niż mniej swojskie.
Czekamy z Hanką na resztę rodziny. Są.
Na dzień dobry wieczór dziewczyny informują o repertuarze DJ’a na zabawie w szkole muzycznej. Z obszernymi cytatami. Okazuje się, że zapisanie do elitarnej szkoły, która ma zanurzać młode umysły w różnych Bachach i Szopenach skutkuje utrwalaniem najbardziej popularnych hitów urągających poezji śpiewanej czy nawet zwykłemu popowi. Innymi słowy: nie ma ucieczki przed diskiem polem, nawet w obszary teoretycznie chronione.
Dziwny jest ten świat, jak śpiewała Helena Vondraczkowa.
Żeby oczyścić zatoki przyuszne puszczamy „You can’t hurry love” Phila Collinsa. Ambitne i taneczne. Da się, jakby ktoś pytał.
Wieczorem Jagienka rozmarza się:
- Wiesz, jak jest najlepiej? Jak oglądamy sobie bajkę i jemy popcorn przy bajce. I jeszcze pijemy sok. I wiecie, co jeszcze?
- Co jeszcze? - podchwytujemy tę wizję, chcąc spłukać wciąż przynucany kwaśny smak skocznych rymów polskich poetów muzyki bardzo popularnej.
- I jeszcze jesteśmy w piżamach.
Jagienka ma swój słabo ukrywany cel. Ale świat, jak się okazuje, nie jest idealny:
- Już późno. Dziś nie będzie bajki. Spać. Tata wam poczyta.
Rodzice to nudziarze. Zawsze tak myślałem. I to się potwierdza.


Ale są piękne momenty, ustalmy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz