czwartek, 21 września 2017

Koniec drogi

Pełna impresji podróż do przedszkola. Za oknem wrześniowe poranne szarości, w aucie ledwo tląca się rześkość. Nastrój filozoficzny, udzielający się zwłaszcza (nomen omen) Zofii:
- Tata, a gdzie jest koniec drogi?
Setki metafor przelatują mi przez głowę, chcę opowiedzieć o zen, nawiązać do „navigarre necesse est”, przypomnieć Ahawerusa, Żyda Wiecznego Tułacza, skonfrontować chrześcijaństwo z postawami starożytnych greckich myślicieli. Ale już ostatni zakręt przed nami. I koniec drogi. Rzucam jeszcze szybko:
- W Mongolii córeczko.
Resztę rozmowy zostawiam na długie zimowe wieczory w naszej jurcie.


Tata kiedyś dotarł do końca drogi w Himalajach Ladakhu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz