Zrobiłem to pierwszy raz w życiu.
Nigdy wcześniej mnie to nie kręciło,
nie czułem potrzeby, nie miałem czasu.
Rozebrałem ją.
Zrobiłem to. Ale to był dopiero
początek.
Potem bezlitośnie przerżnąłem!
Tak! Nie miałem oporów moralnych.
Ani grama.
To trwało chwilkę. Przerzynanie
kabelków jest łatwe. Moc Jedi podpowiedziała mi, które druciki
uratują równowagę sił w moim domu. Jasna strona mocy znów
zwyciężyła.
Mogli wstawić lepszą muzyczkę do
tej zabawki. Cichszą, łagodniejszą. Po prostu inną.
Naprawdę nigdy nie bawiło mnie
bawienie się w majstra od elektrotechniki. Ale na każdego
przychodzi potrzeba wyższego rzędu.
Napisałem ten tekst z poczucia dumy
zmieszanego z poczuciem winy. Gdy Zosia będzie już w stanie
przeczytać sobie ten prosty żołnierski tekst okraszony prawie
prawdziwymi prostymi żołnierskimi wyrazami, miejmy nadzieję, że
zrozumie i wybaczy. Mam nadzieję, że zrozumieją je też i wybaczą
wierni czytelnicy blagów parentingowych.
A gdyby mieszkańcy Studnisk chcieli
wprowadzić trochę ciszy w swoje lokale, zainfekowane badziewną
melodią z plastikowej rybki, (a wiem, że 25 takich tworów trafiło,
zresztą przez moje osobiste ręce, do okolicznych dzieci) to ja
potrafię je rozbroić bez naruszania właściwości zabawowych,
skądinąd całkiem przyjemnych.
Mógłbym śmiało wystąpić na
spotkaniu anonimowych superbohaterów i wykrzyknąć dumnie: byłem
świętym Mikołajem! Jestem Wielkim Elektronikiem!
Komuś odjąć dźwięki z zabawki?
A komu zabawki?