Trudny do zniesienia dla
młodego, żądnego krwi żołądka jest przymusowy (choć bynajmniej
nie fanatyczny) wegetarianizm poczęty z fanaberii rodziców, którzy
nasłuchali, naczytali i nawdychali się mądrości żywieniowych
(bynajmniej nie od babci). Podobno dziecko nasiąka jakoby skorupka
dietą z kaszy z warzywami i prędzej czy później będzie
naśladować rodziców w szczytnym dziele nie konsumowania cielęciny,
przynajmniej tej ze sklepu.
Podobno świnie uprawiają
wyczynowe paralotniarstwo...
W nocy podświadomość jak
fala przypływu wyrzuca z nas to co najlepsze na brzeg łóżka.
Zośka w momencie lunatycznym oblizała się i wymamrotała wyraźnie:
- Ja chciałam zjeść
skórkę od świnki Peppy.
Ja to rozumiem córeczko!
Ja, bezideowy wegetarianin łamię się z chrupnięciem jak
przypieczona skórka na młodej świni. Trzeba to przerwać, bo
zaczną się nocne marzenia o pieczonym kaczorze Donaldzie, kotletach
z baranka Shauna albo o steku z Krecika.
Trzeba jechać do babci,
tam musi być mięso.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz