Podobno dawno temu, gdy Gruzini
poczuli kaprys, by mieć własny alfabet, udali się do Grigorija z
Nareku, najbardziej znanego ówcześnie ormiańskiego mędrca.
- Mistrzu, dasz nam jakiś alfabet?
Mistrz jadł akurat makaron, który
wymienił na inny alfabet z delegacją włoską (która podobno
przywiozła go z Chin), wziął w garść odrobinę i rzucił na
ścianę, mówiąc głosem ociekającym hojnością i sosem :
- Macie!
Prawosławne i ormiańskie ikony nie
są malowane czy rysowane, tylko pisane. Pewnie dlatego, że na
początku było słowo. Zosia przyszła dziś po sesji plastycznej
zamyślona jak święty Jerzy po walce ze smokiem.
- Co narysowałaś córeczko?
- Narysowałam pisanie.
Gdyby ktoś chciał nabyć mało
używany alfabet, to wymienimy za makaron. Może być z sosem.
Rysowane pisanie, żeby nie powiedzieć vis'a'vis.
Wigilijny zając jako bonus.
Gruziński alfabet w darze od Ormian i alfabet rosyjski w darze od świętego Cyryla. Całość na muzeum człowieka, który wielu ludziom darował wolność. Uwolnił ich ciała od konieczności oddychania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz