środa, 15 listopada 2017

Wszystkie dzieci są nasze

Sytuacja przedszkolno-edukacyjna. Tak, bywam edukatorem, chodzę z gitarą i gram tu i tam, podśpiewując w językach obcych, licząc, że coś wniknie w te chłonne móżdżki.
W praktyce miejscowej wygląda to tak: wchodzę do sali, zbieram grupę na niemiecki. „Jasiu nie chodzisz przecież!” - Jasiu nie chodzi, ale chyba chciałby, bo zawsze się zgłasza. Tym razem jest też nowy – Borys. Też nie chodzi. Też chciałby.
- On jest z Ukrainy, wie pan! Borys, powiedz: chleb z masłem!
Dzieci nie są okrutne. Dzieci są ciekawskie. I śmieją się. Głośno, szczerze i okrutnie. A Borys płacze. Oj, Borys już w przedszkolu ma niezłą szkołę. Rodzice przyjechali za chlebem, wrzucili siebie i Borysa na głęboką wodę i teraz dziecko chowa się za mną i szlocha. Przytulanie dzieci to sprawa dość kontrowersyjna, chociaż Borys ma potrzebę ewidentną jak łzy w oczach.
Arabów też spotykam na swoich zajęciach, tym razem zagranicznych. Bawi mnie niezmiernie przygotowywanie programu na Boże Narodzenie z małymi Syryjczykami w rolach aniołków. Taki malutki ekumenizm – człowiek wielce wątpiący robi nieomal katolicki program świąteczny dla głównie ewangelików z muzułmanami w rolach.
Czasami zastanawiam się, czy nasi dzielni patrioci nienawidzą też dzieci, bo są śniade albo z Ukrainy.
P.S. A mały Franek w Bad Muskau, gdzie opowiadam bajki po polsku w ramach międzynarodowego projektu, w listopadzie odezwał się w przedszkolu po raz pierwszy od września. Odezwał się do pana od bajek, który mówi w tym samym języku, co on. Rodzice wysłali go do niemieckiego przedszkola, żeby chłonął język, bo to się opłaci, żeby nie powiedzieć: przyda. Warto znać takie „nicht schiessen”, bo nie wiadomo, kiedy Niemcy są przed wojną… E tam, Niemcy nie są tacy źli – rozważają przyjęcie tak zwanego ze staropolska „Nejtiv spikera” na zajęcia w języku polskim, żeby Franek nie siedział sam i nie cierpiał. Ale rodzice chcieli, żeby on po niemiecku przecież… W końcu się nauczy, ale spustoszenia w psychice mogą być nieodwracalne, nie żebym się na tym znał.

1 komentarz:

  1. Jako obeznana w temacie matka dwujęzycznych dzieci się wtrącę: e tam ;-) Rodzice postąpili słusznie, tylko przedszkole najwyraźniej coś, z przeproszeniem, zdupiło, skoro młody się nie integruje. Ale najwyraźniej chcą coś działać, tak? To w porządku. Przełamie się i będzie gadał, nie ma innego sposobu, niż pójść do ludzi. Większych szkód w psychice obawiam się u tego Borysa, niech ich wszystkich cholera weźmie. Wsęsie, te dzieci przecież nie same z siebie tak, co nie.
    Pozdro z Berlina. Bardzo lubię Cię czytać.

    OdpowiedzUsuń