Zosia w przedświątecznie podróżnym
przypływie siostrzanej czułości słodzi jak cukiernik:
- Jagienko, jedziemy do babeczki? Czy
do muffinki?
Tu rodzi się klasyczne pytanie o
różnicę między tymi dwoma wypiekami. Tymczasem u babeczki (nie do
pomylenia z muffinką) w Żorach Jagienka zaczęła hajcować jak
piec chlebowy, w związku z tym, podczas gdy reszta rodziny ruszyła
na proszoną wigilię, tata z córką, prawdopodobnie po raz pierwszy
w życiu, usiedli razem przed telewizorem i pykali pilotem, nie
powiem, że bez przyjemności.
W wigilijny wieczór wybór był
jeden, przynajmniej według gustu córki: Wszechstronny Konkurs Konia
Wierzchowego, zawody w Poznaniu, bite dwie godziny. Resztę czasu
spędziliśmy na szukaniu koni po kanałach, napędzani Jagienkowym
"ahaha".
Uwierzcie, mimo setek kanałów w TV
nie jest łatwo znaleźć w nich konia. A ciekawe jak w Wenecji?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz