sobota, 3 stycznia 2015

Koń wigilijny


Zosia w przedświątecznie podróżnym przypływie siostrzanej czułości słodzi jak cukiernik:
- Jagienko, jedziemy do babeczki? Czy do muffinki?
Tu rodzi się klasyczne pytanie o różnicę między tymi dwoma wypiekami. Tymczasem u babeczki (nie do pomylenia z muffinką) w Żorach Jagienka zaczęła hajcować jak piec chlebowy, w związku z tym, podczas gdy reszta rodziny ruszyła na proszoną wigilię, tata z córką, prawdopodobnie po raz pierwszy w życiu, usiedli razem przed telewizorem i pykali pilotem, nie powiem, że bez przyjemności.
W wigilijny wieczór wybór był jeden, przynajmniej według gustu córki: Wszechstronny Konkurs Konia Wierzchowego, zawody w Poznaniu, bite dwie godziny. Resztę czasu spędziliśmy na szukaniu koni po kanałach, napędzani Jagienkowym "ahaha".
Uwierzcie, mimo setek kanałów w TV nie jest łatwo znaleźć w nich konia. A ciekawe jak w Wenecji?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz