"Wyjście z sytuacji"
Scena wyjściowa. Jak w polskim
filmie, przedłużona do granic wytrzymałości części wychodzących
(w przypadku polskiego filmu dotyczy to często wychodzących z
kina):
- Zosiu, pospiesz się, nie mamy czasu!
Zosia ma:
- Czytam książkę!
Czasami w jednym słowie można
zawrzeć więcej treści niż w niejednej książce. Ale to słowo,
będąc nawet nazwą własną, musi być w wołaczu, najlepiej liczby
pojedynczej:
- Zosiu!!!
To nie jest tak, że dziecko nie
rozumie przekazu werbalnego i niewerbalnego. Ono nas, jak to ujmują
socjologowie i psychologowie (a przynajmniej niektórzy z
nich), olewa:
- Czytam!
Do buntu dwuipółlatka trzeba
się mentalnie przygotować - najlepiej spędzić pół roku na
Paharganju w New Delhi, opędzając się od tysięcy żebraków
i milionów handlarzy. W takich przypadkach są dwa wyjścia -
albo popaść w obłęd albo zyskać boski spokój .Nie ma
innego wyjścia. A'propos wyjść:
- Zosia, wychodzimy!
Granice potrafią się przesuwać,
wiem, co mówię, mieszkam na Ziemiach Odzyskanych. Zosia
łaskawie postanawia nie doprowadzać do naszej małej konferencji
poczdamskiej ale chce zachować twarz. Kartkuje dzieła zebrane pod
hasłem "Poczytaj mi mamo" (księga pierwsza, 278 stron) w
tempie ekspresowym i czyta:
- Była sobie krówka i spotkała
owieczkę. Koniec.
Można? Można. Na poczekaniu - dwójka
bohaterów, spotkanie, dramat. Początek, rozwinięcie i
pointa. Jedno zdanie. Zazdroszczę talentu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz